Jestem beznadziejną matką! Czy chodzi o zerwane łącze?

Jestem beznadziejną matką! Czy chodzi o zerwane łącze?

Droga Mamo, czy cierpisz z powodu zachowania dziecka, czy obwiniasz się za wszystko, co ono zrobi i powie?

Czy doświadczasz frustracji i bezsilności z powodu zachowania swojego malucha?

Jeśli tak, to czytaj dalej.

Wszelkie brzydkie słowa, które dziecko wykrzykuje do matki, włącznie z „nienawidzę cię!”, „jesteś głupia”, oplucie, wypluty język lub podniesiona rączka dwulatka, słowo „NIE” – też interpretujesz jako brak skuteczności, jako swoją porażkę?

Podczas sesji mamy mówią, że kiedy doświadczają tych zachowań, pojawia się myśl:

„jestem beznadziejną matką, że nie potrafię wpłynąć na dziecko, jestem do niczego, nie radzę sobie” itd.

Na dodatek, kiedy kłopotliwe zachowanie dziecka zostaje skierowane przeciwko innej osobie, która podsumuje Cię „tak go wychowujesz, tak mu pozwalasz, jesteś za miękka, niekonsekwentna itd.?”.

Co dzieje się wówczas z Twoją wiarą w Twoje rodzicielskie umiejętności?

Czy pomaga Ci to w łagodnym traktowaniu samej siebie?

Jak zmienia się Twoje poczucie beznadziejności?

………………………………………………………………………………………………………………..

Ale czy zadajesz sobie pytanie, na ile to wszystko jest naprawdę o Tobie?

Wydaje Ci się, a może nawet jesteś przekonana, że coś źle tłumaczysz, skoro dziecko nie słyszy, nie przyjmuje argumentów i co jakiś czas znowu coś niszczy, zabiera, płacze, krzyczy…? Albo próbujesz się przekonać, że inne dzieci są spokojniejsze, nie płaczą tyle, nie są takie trudne itd. Przypomniało mi się ulubione powiedzenie znajomego: „trawa u sąsiada zawsze jest bardziej zielona”.

Zatem po pierwsze, chciałam Cię zapytać, czy wiesz, że kiedy Twoje dziecko jęczy, płacze, krzyczy, z różnych powodów, to niestety często pomimo swoich i Twoich najlepszych chęci, nie ma wtedy możliwości zrozumieć Ciebie?

Nie ma możliwości usłyszenia Twoich argumentów, a jego zachowanie jest powodowane tylko i wyłącznie chęcią zaspokojenia swoich potrzeb już od chwili narodzin (np. głodu, bliskości, poznawania świata, autonomii, zabawy i każda z nich jest tak samo ważna).

Dlaczego jednak mnie nie rozumie, kiedy tłumaczę?

Tak jest już od pierwszych dni życia dziecka, że część jego mózgu, tzw. kora nowa, odpowiedzialna za  kontrolowanie własnych impulsów, wyciąganie wniosków, kojarzenie faktów nie jest w pełni aktywna, kiedy dziecko robi to wszystko, co Cię tak bardzo irytuje.

Dlatego jest wielką nieprawdą i niesprawiedliwością powtarzanie, że niemowlęta wymuszają, manipulują rodzicami. One nie mają po prostu innych umiejętności komunikowania swoich potrzeb jak właśnie płaczem.

U dziecka dominują starsze ewolucyjnie i bardziej prymitywne części mózgu, w tym układ limbiczny, nazywany mózgiem emocjonalnym i tak zwany mózg gadzi, odpowiedzialny za reakcje na prawdziwe lub wyobrażone zagrożenie (reakcję walki, ucieczki, lub zamrożenia)[i].

Mało tego, ta kora nowa kształtuje się do 25 roku życia, a u dziecka jest jeszcze bardzo słabo uformowana.

I pomimo najlepszych chęci, Twojego stawania niemal na „głowie”, zawieranych z Tobą umów, dziecko nie jest w stanie długo jeszcze kontrolować swojego zachowania. Nie potrafi ot tak nagle przestać krzyczeć, czy zaprzestać robić czegoś, czego sobie nie życzysz.

Dodam, że dorośli też często nie potrafią zatrzymać się w swoich krzykach, wymyślaniach i podobnie do dzieci zwykle już za kilka chwil bardzo tego żałują.

Płaczący chłopiec

Jeśli jednak czasem Twoje dziecko nagle stanie się niby grzeczne, niektórzy mówią „postawione do pionu”, to dzieje się tak tylko na skutek dużego strachu i ogromnego stresu. Wtedy mózg dziecka jakby traci łączność z korą nową i działa z poziomu mózgu gadziego, nazywanego też niższym piętrem i przechodzi w stan tzw. zamrożenia, przeczuwając zagrożenie życia.

Staje się ciche, uważnie patrzy, a może siedzi w kącie lub swoim pokoju i jakoś sobie radzi (bardzo się boi), ale już nie walczy.

A  jaka jest Twoja interpretacja?

Interpretujesz te kłopotliwe zachowania, jako złośliwości, jako efekt złego wychowania, jako swoją porażkę?

Ale czy możesz przeskoczyć skoki rozwojowe u dziecka, czy możesz sprawić, że kora nowa, która kształtuje się przynajmniej do 25 roku życia (niektóre źródła podają, że do 28, a niektóre, że przez całe życie człowieka) będzie w pełni rozwinięta np. u dwu- czy trzylatka?

Co te fakty mówią Ci o Twoim rodzicielstwie? Co one mówią o Tobie?

To, że dziecko nie radzi sobie z emocjami, to nie jest informacja o Tobie. Fakt, że dziecko zachowuje się niezgodnie z oczekiwaniami, to też nie jest informacja o Tobie. To informacja o Twoim dziecku.

Kiedy zaakceptujesz te fakty, że dzieci tak mają, że ich mózg się jeszcze rozwija, i ze żadne z tych kłopotliwych zachowań nie jest skierowane przeciwko Tobie, ani o Tobie, będziesz mogła świadomie wybierać na czym chcesz skoncentrować swoje działania.

„Panie, daj mi cierpliwość, abym umiał znieść to, czego zmienić nie mogę;

daj mi odwagę, abym umiał konsekwentnie i wytrwale dążyć do zmiany tego, co zmienić mogę;

i daj mi mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego” Marek Aureliusz

„Cieszę się, że zwróciłaś uwagę na to pytanie, które rodzice sobie często zadają – ‘czemu dziecko mnie nie słucha?’. Kojarzy mi się tutaj coś, co chyba wielu z nas zdarzyło się powiedzieć do dziecka: ‘ile razy mam ci jeszcze powtarzać?’ albo ‘mówiłam przecież milion razy, że nie wolno’ itp. A dzieci po prostu – nie słyszą nas, nie rozumieją, zapominają albo się rozpraszają. I to jest wszystko normalne, wpisane w rozwój. Wiele też już tu wyjaśniłaś. Myślę sobie, że jako rodzice chcemy być skuteczni. Czytamy poradniki, zapisujemy się na wykłady, kursy, śledzimy blogi rodzicielskie albo lepiej – sami mamy wykształcenie psychologiczne czy pedagogiczne i chcemy wprowadzić wszystkie mądrości, które postrzegamy jako wartościowe. Dodatkowo mierzymy się z tym, „co u sąsiada w ogródku” albo przeżywamy to, że nasze wybory różnią się od wyborów naszych rodziców czy rodziców męża/partnera. Tracimy gdzieś pewność siebie, wątpimy w nasze zasoby, gubimy łącze z rodzicielską intuicją. Wydaje mi się, że dzisiaj bardzo ważne jest, aby zadbać o przestrzeń, w której możemy naładować baterie, poczuć się pewnie z podjętymi decyzjami. Bardzo podoba mi się tytuł książki Agnieszki Stein: ‘Dziecko z bliska’. Przyglądajmy się swoim dzieciom, obserwujmy ich rozwój i bądźmy zaciekawieni. To nie walka: ‘rodzic’ kontra ‘dziecko’, ale wspólna droga. Dzieci przyglądają się także nam i biorą wszystko, bo jesteśmy dla nich najważniejsi. Przyglądajmy się też samym sobie. Warto wsłuchać się w te wszystkie trudne chwile, kiedy czujemy, że złość przybiera na sile i zaraz ‘trafi nas szlag’. I ten ‘szlag’ pewnie nie raz się odezwie. Sposoby radzenia sobie ze złością (własną czy naszego dziecka) to jedno i jest na to czas. Ale zgoda na to, że nie będzie idealnie, że coś się po ludzku zepsuje, że nie przewidzimy wielu sytuacji, że nie raz ktoś nas oceni, może przynieść wiele ulgi już w samym myśleniu o rodzicielstwie”.

Co jest zatem o Tobie?

Czy zdarzyło Ci się nakrzyczeć, choć już sobie obiecałaś, że nie będziesz?

Czy zdarzyło Ci się wymyślać kary, szantażować, manipulować, choć już obiecałaś sobie, że nie będziesz?

Czy zdarzyło Ci się odsyłać dziecka do pokoju, by się uspokoiło, choć wiesz, że jest to strategia niszcząca dziecko i relację z dzieckiem?

Niestety, nam dorosłym też zdarzają się takie zachowania, bo u nas również kora nowa może nie być w pełni aktywna, kiedy się tak denerwujemy. Wyobraź sobie, że z każdą chwilą zalewania Cię trudną emocją, łączność jest coraz słabsza, aż doprowadza do utraty kontroli. Zaczynasz działać w wielkim strachu, że dziecko już zawsze będzie tak krzyczeć, że zawsze będzie już takie „niegrzeczne” i szybko chcesz temu przeciwdziałać. Ale jak ochłoniesz…

Żałujesz, masz poczucie winy, źle Ci z tym i możesz sprawdzić, czy następnym razem pójdzie ci lepiej, czy potrzebujesz czegoś się nauczyć.

Być może potrzebujesz nauczyć się dbać o swoje zasoby, odpuszczania, wybaczania samej sobie?

Być może potrzebujesz dowiedzieć się, czy chcesz się zmieniać i jak?

I co w tym ważnego dla Ciebie?

Po co miałabyś się zmieniać?

Jaka chciałabyś być?

O co chciałabyś zadbać sięgając po nowe strategie i jakie wartości pielęgnować?

Kiedy się nauczysz radzenia sobie z emocjami, dbania o swoje zasoby, co zyska Twoje dziecko, co zyska Twoja relacja?

Zapytaj siebie także, kto będzie Ci bardziej pomocny w procesie zmiany (ktoś kto cię skrytykuje, dokręci przysłowiową śrubę, oceni, czy może ktoś, kto okaże wsparcie, zrozumienie)?

*Być może w tych rozważaniach o sobie, poszukiwaniach odpowiedzi pomoże Ci powrót do swoich dziecięcych doświadczeń.

 

Autor: Wioletta Przenniak-Cołta

Artykuł komentowała: dr nauk o rodzinie Agata Majewska – mama 3-letniej Hani i 5-miesięcznej Róży, autorka bloga o rodzicielstwie „Mama Sowa”

[i] Self-Regulation. Opowieści dla dzieci. O tym, jak działać, gdy emocje biorą górę. Agnieszka Stążka-Gawrysiak

Wystarczy jedno potknięcie

Wystarczy jedno potknięcie

Dostaję od Mam bardzo różne maile, smsy i telefony. Niektóre są pełne radości i spokoju. Niektóre nie.

Wiem, że może być tak, że zanim do mnie napiszesz albo zadzwonisz, albo podzielisz się z kimkolwiek swoim bólem, pewną nieporadnością, czy zagubieniem, często musisz pokonać niewyobrażalny wstyd i lęk przed oceną, przed osądem. Dlatego byś mogła zobaczyć, że nie jesteś sama, że tak miałam ja, tak ma wiele Matek wokół Ciebie, pozwoliłam sobie zamieścić fragmenty korespondencji. Po co? By zachęcić Cię do działania, do sięgania po wsparcie, bo bardzo wierzę, że do wychowania dziecka, jak to się mówi, potrzebna jest cała wioska.

————————

Chciałam już napisać od kilku tygodni, ale też chciałam dać sobie czas, żeby uporządkować myśli. Wydaje mi się, że nie ma, co się wstydzić i że to już najwyższa pora, żeby się z Tobą skontaktować i skorzystać z zaproszenia na konsultację, którą zaproponowałaś w ramach szkoły Rodzenia Miś Kuleczka i wejścia do programu Ludzki Rodzic.

Tak, droga Mamo, kiedy poczujesz, że najwyższa pora, to po prostu sięgnij po telefon, zadzwoń lub napisz! Wstyd odłóż na potem, razem się nim zaopiekujemy.

————————

Mój „problem” zaczął się już w 9-tym miesiącu, kiedy zaczęłam się obawiać, jak odnajdę się w macierzyństwie i czy sprostam roli. I chyba na razie psychicznie nie potrafię temu sprostać. Nie sądziłam, że mnie to spotka, ale trafił mnie potworny baby blues.

Powoli wychodzę na prostą – w pierwszych tygodniach po porodzie płakałam kilka razy na dzień, teraz normą jest płakanie 1-2 razy w tygodniu. Nie wiem, czy to nadal hormony przy karmieniu piersią, ale macierzyństwo wyciągnęło ze mnie i spotęgowało wszystkie moje najgorsze cechy i są dni, w których nie umiem odnaleźć się w nowej sytuacji.

————————

Nie chcę tracić ani jednego dnia więcej z jej życia na przejmowaniu się tym, że jest inaczej niż sobie wyobrażałam!

Nie chcę przejmować się tym, zadręczać, że coś tracę z życia, siedząc w domu, że nie umiem się zająć własnym dzieckiem, że Julka płacze, a ja jej nie umiem uspokoić, że jestem beznadziejną matką, że nie umiem się bawić z moim własnym dzieckiem, że ma asymetrię, a ja nie robię wszystkiego, żeby jak najszybciej to zniwelować.

Nie chcę zadręczać się tym, że moje dziecko nie chce smoczka, a wszyscy dookoła mówią, że to źle, bo jej nie mogę uspokoić. Ani tym, że nie pije z butelki i jak mi pójdzie rozszerzanie diety, skoro nie potrafię dziecka przekonać do picia z czegoś innego niż moja pierś?!

Ani tym, że płacze na każdym spacerze, bo nie znosi gondoli, a wszyscy dookoła powtarzają, że „to dziwne”!

Nie chcę się zamartwiać, że karmię za często, że karmię za rzadko.

I w końcu myśl, że chciałabym być przykładem dla mojej córki, a na razie jestem wrakiem osoby, którą byłam przed tym, jak się pojawiła.

————————

I są dni fantastyczne, kiedy wszystko ogarniam, świetnie się bawimy, cieszę się nią jak nigdy nikim wcześniej, płaczę ze wzruszenia przy jej uśmiechach i chichotach.

Ale wystarczy jedno potknięcie, gorszy dzień, skok rozwojowy, a ja się zupełnie rozklejam i tonę w tych myślach.

Wszystko na raz mnie zamęcza i staję się matką jaką nie chcę być.

————————

Zawsze uważałam się za osobę silną psychicznie (i w życiu, i w pracy), a dziś czuję, że macierzyństwo zamiast mnie wzmocnić i wzbogacić sprawiło, że czuję się słaba i niekompetentna w każdej z moich ról.

Po prostu moje życie teraz jest tak inne od tego, które miałam wcześniej i chcę się nauczyć w pełni z tego cieszyć i zacząć doceniać rolę mamy i cenić czas, który mamy razem.

————————

Mój poród zakończył się cięciem. Nie umiem się z tym pogodzić, chyba zafiksowałam się na tym, że musi być naturalny. Mam wrażenie, że mogłam coś zrobić lepiej, podjąć jakąś lepszą decyzję. I źle mi z tym, bo inne mamy, mówią, że poczekały, że to było lepsze, może ja też coś mogłam zrobić lepiej…

————————

Jeśli masz podobnie, już wiesz, że nie jesteś sama! Rzeczywistość po porodzie może okazać się znacznie trudniejsza i inna niż sobie to wyobrażałaś. Jeśli masz ochotę, potrzebę podzielić się swoją sytuacją, napisz do mnie. Spotkania dla Mam po porodzie – oczyszczalnia i ładowanie akumulatorów!

Możemy wspólnie poszukać rozwiązania, jak poprawić Twoją sytuację i czym zastąpić wyniszczającą samokrytykę.

Nie odpuszczaj w sięganiu po wsparcie.

Do poczytania i pracy własnej polecam książkę „Jak być dobrą dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy” Dr Kristin Neff

Nieidealna mama może zmienić Twój świat na lepszy!

Urodziłaś – czy to powód, żeby sobie dowalać?

Urodziłaś – czy to powód, żeby sobie dowalać?

W połogu trzeba sobie jeszcze bardziej dowalić?

Piszę dziś pod wpływem chwili. Od kilku dni przyglądam się Mamom, ale też samej sobie, jak czasem chętnie lubimy sobie dowalać. Dlaczego tak się dzieje, dlaczego nie przerywamy tej pętli samozniszczenia?

Na to, że ktoś nam powie lub zrobi coś przykrego, nie mamy czasem żadnego wpływu. Nie zawsze uda nam się uchronić, ale okazuje się, że naszym największym wrogiem jesteśmy czasem my sami.

Po kilku sesjach z ostatnich dni, gdy w sercu mam dużo podziwu dla każdego, kto w jakiś sposób zaadoptował się do tej wyjątkowej sytuacji, raz lepiej raz gorzej, ale jakoś sobie radzi, wyjątkowo trudno mi przyglądać się cierpieniu, które sami sobie fundujemy.

Jako matki narzucamy sobie bardzo wysokie wymagania. Jakie?

Zdążymy ze wszystkim, dla wszystkich i oczywiście zawsze.

Z jednym małym ale… Swoje potrzeby, siebie, swoje smutki i trudne emocje odkładamy gdzieś na potem. Nasze zasoby maleją, kiedy dopada nas zmęczenie, narasta frustracja, jest nam coraz trudniej radzić sobie z sytuacjami życia codziennego. Zamiast zatrzymać się i okazać sobie choć odrobinę współczucia, robimy sobie wyrzuty.

Wyrzucamy…

Pierwsza grupa kobiet, o których chciałam dziś szczególnie napisać, to kobiety po porodzie. Której z nas poród przebiegł zgodnie ze scenariuszem i własnym wyobrażeniem? Ile z nas powie o sobie, że było super, byłam ekstra?

Kiedy rozmawiam z Matkami, bywa różnie i chciałabym na chwilę pobyć przy Matkach, których porody były właśnie inne od tych zaplanowanych, wymarzonych, gdzieś stanowią źródło smutku i rozczarowania. W zderzeniu z opiniami innych matek, nie zawsze spotykają się ze zrozumieniem, czy niezbędnym wtedy wsparciem.

Jestem przekonana, że poród zawsze jest czymś wyjątkowym, nieprzewidywalnym i niepowtarzalnym. Jednak w czasie kwarantanny, pandemii z powodu koronawirusa, myślę, że jest kobietom znacznie trudniej. Do tak niedawna pełne pozytywnych nadziei, że będą rodzić razem, będąc blisko siebie, trzymając się za rękę, teraz muszą same wejść już za drzwi szpitala. Czeka tam już inny świat, niż ten sprzed 12 marca. Pełno sterylnych rękawiczek, sprzętów, kontrola stanu zdrowia, Twoich wyjazdów w ostatnich tygodniach, to wszystko budzi dodatkowy lęk. Nic nie jest już takie, jak było jeszcze niedawno.

I mogłabym się rozpisywać, ale najlepszym źródłem są same Matki, które rodzą dziś swoje maleństwa.

Jednak nawet tak wyjątkowa, trudna, nieprzewidywalna  sytuacja nie powoduje, że stajemy się dla siebie lepsze. I wyrzucamy sobie dokładnie to, z czego jesteśmy niezadowolone, dokładając do naszych zranień kolejne zdania. Przykłady? Proszę bardzo!

„Mogłam poczekać…”

„Mogłam podjąć może jakąś inną, lepszą decyzję…”

„Nie dałam rady urodzić tak, jakbym chciała, no niby były medyczne wskazania, ale może mogłam coś zrobić lepiej…”

„Mogłam się lepiej przygotować…”

I nawet, gdy usłyszysz, przeczytasz, że skoro nie zrobiłaś inaczej, zrobiłaś tak, jak zrobiłaś, to znaczy, że wtedy lepiej nie mogłaś zrobić i tak nie odczuwasz wsparcia. Twój wewnętrzny krytyk, niczym wrodzona, a może nabyta jednak zdolność do samokrytyki jest obecna i aktywna niemal cały dzień. Kiedy się budzisz i kiedy zasypiasz, przekonujesz się, że może mogłaś zrobić coś lepiej.

Zauważasz, że stajesz się coraz smutniejsza, bardziej sobą rozczarowana, zawiedziona, ale to Cię wciąż nie powstrzymuje przed dokładaniem sobie kolejnych zarzutów.

Jesteś nawet w stanie przewidzieć, jaka staniesz się za jakiś czas, jeśli nadal, nieustannie będziesz  dokładać sobie tych negatywnych opinii. Możesz przewidzieć, jak to wpłynie na twoje relacje z innymi i z Twoim ukochanym dzieckiem. Czyż nie obróci się to też przeciw niemu, czy za chwilę nie pomyślisz, że to przez nie byłaś nie taka, jak chciałaś? Że to przez ten poród gdzieś coś zawaliłaś?

Spirala negatywnych myśli jest jak odkurzacz, który wciąga i w pewnym momencie trudno mu się wywinąć. Czy to droga do depresji? Często tak.

Dlatego zachęcam Cię do zaprzestania osądzania siebie i oceniania. Do spojrzenia na siebie jak na najlepszą przyjaciółkę. Czy jej też byś powiedziała, że mogła lepiej?

Na jednej z sesji z Mamą po porodzie pracowałyśmy właśnie nad tymi myślami. Trudnym doświadczeniem było wymyślenie słów, zdań, które miałyby być dla niej pocieszeniem, ale dla przyjaciółki wypłynęły prosto z jej serca. Słowa prawdziwe, współczujące, delikatne i dające zrozumienie, poczucie bezpieczeństwa i bycia ok.

Wejście w rolę kogoś innego to jedno z narzędzi stosowanych w pracy coachingowej, uruchamia inną perspektywę, kreatywność i daje dostęp do rozwiązań, które czasem nie były dla nas długo dostępne.

Podzielę się z Wami, tym, co ta Mama powiedziałaby do każdej z Was, której jest trudno, było trudno, a sama od dziś mówi to też do siebie i rozwija umiejętność samowspółczucia i okazywania sobie troski i potrzebnego wsparcia.

„Widzę, że jest Ci ciężko, widzę, że cierpisz”

„Jestem z Tobą, rozumiem Cię, przytulam”

„Urodziłaś swoje dziecko, to jest dla mnie argument, żeby Cię podziwiać”

„Byłaś tam sama, podołałaś tak wielkiemu zadaniu, jakim jest urodzenie dziecka, tak po prostu”

„Podjęłaś najlepszą decyzję, jaką wtedy mogłaś podjąć”

„Jesteś bardzo dzielna, silna, odważna, podziwiam Cię, bo urodziłaś w takim momencie, kiedy było bardzo stresująco, dużo lęku, dużo niepewności, właśnie odwołano rodzinne porody. Ty urodziłaś bez męża, bez douli, bez wsparcia bliskiej osoby. Urodziłaś, siłami natury czy przez cięcie cesarskie, urodziłaś! Podziwiam Cię!”

Na koniec polecam Ci książkę Brene Brown „Dary niedoskonałości”. Kiedy zostajesz matką, przed Tobą ciekawa, może piękna, ale też może trudna podróż. Dlatego też sięgnij do tej książki, poczytaj, jak ze wstydem, ze złymi myślami rozprawiła się autorka. Z tej książki pochodzi też poniższy cytat:

„Chwila, kiedy współczujemy sobie, może zmienić cały nasz dzień.

Kolejne takie chwile – całe życie”

Christopher K.Germer

Kiedy masz w głowie tyle przykrych słów, które do siebie kierujesz, nie umiesz przestać ich powtarzać i wciąż je słyszysz, a chciałabyś odnaleźć w sobie wsparcie, zapisz się do mnie na sesję. Przyjrzymy się temu uważnie, wypracujemy Twoje sposoby na okazywanie sobie troski i wsparcia, sprawdzimy bariery, które musisz pokonać, by zapoczątkować ten proces opiekowania się samą sobą.

Jeśli czujesz, że to już ten czas i że chcesz skorzystać z mojego wsparcia, po prostu się zapisz i nie odkładaj na potem SIEBIE! Bądź dla siebie ważna.

Czekam na Twojego e-maila.

Myśl o tym, co lepsze!

Myśl o tym, co lepsze!

Myśl o tym, co lepsze! Nie da się?!

Kiedy zwracasz się do kogoś o wsparcie, to często słyszysz, że masz myśleć pozytywnie, przyciągać to, co dobre. Jednak kiedy jest Ci bardzo trudno, przytłacza Cię rzeczywistość, czasem wydaje się to niemożliwe.

Tak niemożliwe, jak połączenie dziewięciu kropek, czterema prostymi liniami i bez odrywania długopisu od kartki.

Może to znasz, może nie, sprawdź i daj znać, jak Ci poszło.

Tymczasem wracając do „nie da się” myśleć pozytywnie, rzeczywiście jest bardzo trudno, kiedy zaprzeczamy temu, co czujemy, co myślimy i kiedy nie wierzymy, że coś jest możliwe.

ALE,

kiedy pozwolimy naszym myślom płynąć, będziemy się im przyglądać, przyglądać też z uwagą swoim uczuciom, które w nas te myśli wywołują, damy im możliwość przepłynięcia i spokojnego odpływania.

Jeśli blisko nas jest jeszcze ktoś, kto nas przytuli, nie zaprzeczy naszym obawom, trudnym uczuciom, to będzie łatwiej znaleźć dostęp do pozytywnych myśli i dokonać zmiany interpretacji danej sytuacji.

Pewnie też nieraz doświadczyłaś projektowania różnych scenariuszy, powtarzania sobie w myślach zdań, które nie były wspierające, kiedy przeżywałaś lęk, niepewność czy złość.

Nie zawsze tak musi być.

Niektórzy o tym wiedzą i uczą się to zmieniać, ale dlaczego ja o tym piszę?

 

Chcę Ci opowiedzieć o dziecięcej mądrości.

Obserwowałam ptasie gniazdo, a kiedy pewien człowiek trochę coś tam poprawił, miałam obawy, o to, czy ptaki jeszcze wrócą. Czy nie zostawią już tego miejsca?

I kiedy tak na głos wyrażałam swoje wątpliwości, mały człowiek powiedział do mnie:

?może wiatr wywieje zapach człowieka? I wrócą ptaszki, zobaczysz ?

?Hmm, tak myślisz? Nie jestem pewna. Odparłam ze smutkiem w głosie.

?Mamo, myślmy o tym, co lepsze, może tak właśnie będzie! Wykrzyknął radośnie i mnie uścisnął ?

?Ok. Tak zróbmy, rano poobserwujemy.

I rano było „to lepsze” – ptaki donosiły kolejne listki, gałązki i gniazdo jest coraz większe. Ptaki tymczasem osobiście zaglądają nam odważnie i ufnie w oczy.

O czym lepszym Ty miałabyś /miałbyś myśleć już dziś?

Jeśli jest Ci trudno myśleć o czymś lepszym, zamartwiasz się zamiast iść naprzód i chciałabyś popracować nad zmianą wewnętrznych dialogów, zapisz się do mnie na konsultacje. Porozmawiamy o tym, czego najbardziej potrzebujesz, jakie trzeba poczynić kroki, by to osiągnąć i jak ja mogę Ci w tym pomóc. Odwagi. Czekam na Twoją wiadomość.

Wojna przy stole – czy o jedzenie?

Wojna przy stole – czy o jedzenie?

Historia pierwsza

Codzienność wydaje Ci się totalnie inna od mądrych wpisów w sieci i dyskusji w gronie przechwalających się rodziców, jak to sobie świetnie radzą z niejadkami, wymyślając ładne, smakowite i zdrowe jedzenie. Gdy czytasz, słuchasz innych, w Twojej głowie rodzi się „100 pytań do”!

― Dlaczego akurat moje dziecko musi o wszystko walczyć?

― Dlaczego moje dziecko nie może jeść jak inne, „normalne” dzieci?

― Co ze mną jest nie tak, że nawet z własnym dzieckiem nie umiem się dogadać?

Kiedy wreszcie zwrócisz się o pomoc, bywa, że dostaniesz radę:

― Je za dużo, daj dwie kanapki i koniec gadania.

― Dorób klucz do lodówki czy szafki ze słodyczami.

― Pokaż mu, kto tu rządzi. On już wchodzi ci na głowę. A co będzie za rok?…

Robi Ci się niedobrze, słuchasz i myślisz sobie, że większość z sugerowanych sposobów już wypróbowałaś i nie przyniosły spodziewanego efektu, albo że niektóre nie są w zgodzie z Twoimi przekonaniami. Nie chcesz wojny o władzę, więc nie chcesz pokazywać, kto tu rządzi. Chcesz się ze swoim dzieckiem dogadać, ale w obliczu codziennych walk, masz wrażenie, że walczycie o wszystko. I co czujesz?

Czujesz frustrację? Bezsilność? Bezradność?

 

Walka o jedzenie to często przykrywka dla poważnych spraw, a mianowicie niezaspokojonych potrzeb dzieci i rodziców, nieuświadomionych granic.

Zapytasz: Jak to?

Właśnie tak.

Aby Ci pokazać, o co mi chodzi, podzielę się z Tobą historią z indywidualnych sesji z moimi klientami. Potem opowiem Ci, jak odkryli oni, że w tych ich konkretnych przypadkach dotyczących dziecięcego jedzenia chodziło o coś ważnego, i jakie odnaleźli własne rozwiązania. A także dlaczego to zażegnało wiecznie trwające konflikty.

 

Podczas jednej z moich indywidualnych sesji, rodzice 3 letniego Adasia opowiadali tak: „Adaś zwykle jadł ładnie, grzecznie, właściwie nie mieliśmy problemów z jedzeniem, ale od pewnego czasu jest jakiś koszmar! Zrzuca jedzenie z talerza, krzyczy przy tym i w ogóle nie chce potem jeść. Trudno nam to znosić, bo przecież marnuje jedzenie i psuje każdy wspólny posiłek. Wymyślaliśmy kary, na przykład że będzie jadł sam w kuchni, krzyczeliśmy nawet, że najlepiej na podłodze, że nie obejrzy bajki, ale nic nie działa”.

Prześledziliśmy proces przygotowywania jedzenia. Okazało się, że zazwyczaj to mama przygotowywała posiłek, na przykład parówki, bułeczki, warzywa, a wszyscy siadali do kolacji. Na stole były już gotowe nakrycia: stały talerze, obok ułożone były sztućce, na talerzach na środku stołu wędlina, bułeczki, masło itd. Kiedy wszyscy zasiadali do stołu, mama nakładała synkowi na talerz parówki, których ten nie chciał jeść i z krzykiem zrzucał je z talerza.

Machał rączkami i wykrzykiwał: „Nie! Nie!”. Rodzice zastanawiali się, co zrobić, żeby Adaś przestał zrzucać jedzenie z talerza. Na sesji zaprosiłam rodziców do ćwiczenia, w którym trzeba było być na tyle empatycznym, na ile to możliwe.

Pytanie: „co zrobić, żeby przestał”, zamieniliśmy na poszukiwanie odpowiedzi na pytania, o co ważnego może tu chodzić, co takiego może Adasia złościć, co on chce nam zakomunikować tym zrzucaniem jedzenia z talerza, jaką swoją potrzebę chce zaspokoić.

W pierwszym momencie przychodziły do głowy takie oto odpowiedzi:

― Chce nam pokazać, że on rządzi.

― Robi nam na złość.

― Chce zwrócić na siebie uwagę.

Co łączy te wszystkie odpowiedzi? Założenie, że dziecko działa w złej intencji. I choć rodzicom trudno w to często uwierzyć, to dziecięce zachowania nie biorą się znikąd ani nie wynikają ze złej woli dziecka.

Dziecko zawsze działa z dobrą intencją, człowiek działa z dobrą intencją!

Takie założenie ― to właśnie na nim opiera się także praca coacha ― tj. człowiek zawsze kieruje się w swoich działaniach dobrymi intencjami, pomaga również rodzicom w lepszym rozumieniu swojego dziecka. Zdarza się, że rodzice potrzebują usłyszeć, że dziecko to mały człowiek, ale też człowiek, który ma dobrą intencję. Człowiek, który podejmuje wszelkie działania, by zaspokoić swoje potrzeby.

Począwszy od pierwszego okresu życia. Noworodek bywa głodny, potrzebuje kontaktu z nami ― nie budzi nas w nocy, by zrobić nam na złość, tylko by zaspokoić potrzebę głodu czy bliskości. Im dziecko większe, tym częściej ― takie mam wrażenie ― odrzucamy gdzieś na bok przekonanie, że dziecko zachowuje się tak, jak nam się nie podoba, dlatego że inaczej nie umie, a chce nam zakomunikować swoje potrzeby.

Zachęciłam rodziców, by opierając się na dwóch założeniach:

― dziecko MA ZAWSZE DOBRĄ INTENCJĘ,

― cokolwiek dziecko robi, chce nam powiedzieć, czego ważnego dla siebie potrzebuje,

spróbowali poszukać odpowiedzi w tej konkretnej sytuacji. Z wykorzystaniem koła potrzeb, definicji granic duchowych, fizycznych, emocjonalnych i intelektualnych rozważaliśmy tę kwestię wspólnie. Po dłuższej dyskusji, poszukiwaniach, weryfikowaniu, próbach wczucia się w sytuację Adasia rodzice zaczęli przypuszczać, że mogło być dla dziecka frustrujące to, że ktoś nakłada mu jedzenie na JEGO TALERZ.

Ktoś powie: „No i co z tego?”. Jak to co?

Ten mały człowiek nie mógł decydować, co będzie na stole i ile tego będzie, ale chciał decydować o własnym talerzu. Mama Adasia, kiedy to odkryła, wykrzyknęła z radością: „Tu chodzi o granice fizyczne, my je przekraczamy”. Okazało się, że ustalanie zasady: „Nie zrzucamy jedzenia z talerza”, okazywało się nieskuteczne, a nawet zbyteczne, bo nie o to chodziło, a o to, kto i co będzie nakładał na talerz Adasia.

To potrzeba autonomii, decydowania o sobie, potrzeba szacunku, bycia ważnym, dania sobie prawa do wyrażania swojego zdania. Nie raz ktoś to wyśmieje. Warto jednak wiedzieć, że gdy dziecko nie potrafi jeszcze powiedzieć „Chcę parówkę”, to kładąc ją na swoim talerzu, mówi do nas poprzez działanie: „Ja wybieram dziś parówkę, a jajka nie chcę, więc go nie nałożę”.

Pomocne nam rodzicom w tej sytuacji mogą być pytania:

„Chcesz zdecydować, co dzisiaj zjesz na kolację?”

„Denerwujesz się, kiedy ja wybieram za ciebie, co będziesz jadł?”

Dla rodziców Adasia po odkryciu jego istotnej potrzeby autonomii, decydowania o sobie sytuacja stała się jasna i zrozumiała. Wymyślone rozwiązanie zaspokoiło potrzeby wszystkich, na stole były produkty, które wybierali rodzice, a na talerzu było to, co wybrał Adaś. Zadbanie o jego potrzeby, uszanowanie granic  pozwoliło wszystkim spożywać posiłki w miłej atmosferze.

Udało się!

Nie tylko zmienić zachowanie dziecka, ale lepiej zrozumieć jego postępowanie i znaleźć dla wszystkich satysfakcjonujące rozwiązanie z poszanowaniem potrzeb.

Wartości pielęgnowane – wartość, miłość, szacunek, rodzina, rozwój.

Kiedy sobie uświadomisz, że dla tak ważnych wartości podejmujesz wysiłek zrozumienia dziecka, prawdopodobnie poczujesz spokój. Negocjujesz, zastanawiasz się, a to wszystko dla ważnych dla Ciebie wartości, to właśnie one są drogowskazem w codziennym życiu. Ich świadomość wskazuje drogę w życiu codziennym, w każdej sytuacji. Każdego dnia wybierasz, czy masz rację, czy relację, czy święty spokój, czy porozumienie.

Warto się zatrzymać i jak to mówi Jesper Juul: „za każdym dziecka NIE, stoi TAK dla czegoś ważnego”.

Twój Coach i ludzki rodzic, Wioletta

Chcę jeszcze grać! Nienawidzę Cię!

Chcę jeszcze grać! Nienawidzę Cię!

Telefony, i-pady, różne gry itp. początkowo wydają się ułatwiać rodzicom życie.

Począwszy od aplikacji do liczenia skurczów porodowych, ułatwiającej karmienie dziecka, po różne zabawy, gry dające chwilę wytchnienia, kiedy maluch zajmuje się sam sobą.

Jednak z czasem te sprzęty w ręku małego człowieka budzą niepokój rodziców. Zastanawiają się, czy nie za wcześnie pozwolili z nich korzystać, dlaczego dziecko nie potrafi się samo bawić zabawkami, dlaczego nie chce bawić się z innymi, dlaczego jest takie agresywne itd.

Czasem nie od razu to widzimy, ale dziś powiem Wam, że bywa, iż z tego powodu dom staje do góry nogami w jednym momencie i to nie dotyczy tylko jednej rodziny.

Nie u wszystkich, nie wszędzie, ale sprawdź, co obserwujesz u siebie, u innych, a ja podzielę się z Tobą pewną historią.

 

„Po kilku godzinach obserwowania gry kolegów, grania w gry komputerowe dziecko dostaje szału, napadu agresji. Patrzysz, słuchasz i zamierasz z przerażenia. Zalewa Cię milion trudnych uczuć: szok, zdziwienie, złość, rozczarowanie, bezradność, frustracja… I można by dalej wymieniać.”

 

Skąd zdziwienie u rodziców?

Dziwimy się, bo lubić grać a tak emocjonalnie reagować i agresywnie się zachowywać to dla nas dwie różne sprawy.

Przecież to oczywiste, że dzieci lubią grać.

 

Rodzice, bohaterowie mojej dzisiejszej opowieści, pierwszy raz usłyszeli od swojego dziecka tyle ostrych słów, wykrzyczanych, wzmocnionych uderzeniami z całych sił. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyli.

„Głupia jesteś! Głupi, zostaw mnie, odejdź!”

I łup zabawką gdzie popadnie.

Odruchowa reakcja rodzica?

Sami wiecie, po co wielu z nas, ludzkich rodziców, sięga, więc nie będę wymieniać. Powiem Wam tylko, że rodzice z dzisiejszej historii zrobili wielki krok w rodzicielstwie.

Zaufali, założyli, że dziecko jest dobre, że nie radzi sobie z trudnym doświadczeniem, jakim było nieplanowane przerwanie gry.

Matka miała w pamięci to, czego się nauczyła o dziecięcym mózgu, o potrzebie samoregulacji.

Nie, nie było krzyków, kar, pouczeń.

 

Jak w bajce – udało im się. Zatrzymali dziecięce ręce skierowane w ich stronę, powiedzieli o swoich uczuciach, dali znać, że też potrzebują czasu, żeby ochłonąć.

Maluch usłyszał z ich ust, że przypuszczają, jaką czuje złość i zawód, i że mogą go przytulić. A dziecko wtuliło się w rodzica, na którego było już nieco mniej złe.

Wypłakało wszystko to, co było dla niego takie trudne.

Tulenie i łkanie trwało jakby wieki…

 

Kiedy udało się ukoić dziecięcy żal, oswoić rwący potok emocji, dzieciak przystał na propozycję gry w szachy. Do tego z tym rodzicem, na którego był wcześniej bardziej wściekły.

Z każdą chwilą podejmował działania mówiące: „jesteś dla mnie ważny, mam nadzieję, że naprawię jakoś tę naszą relację”.

Może zastanawiacie się, co to było. Powiem Wam: buziaki, dawanie forów, przytulanie, głaskanie, wybranie na partnera do gry.

 

Ale to nie koniec historii!

 

Kiedy wszyscy czuli się dobrze, podjęli temat. Każdy wyraził to, co czuje.

Rodzice przyznali, jak źle było im słuchać tych wyzwisk i że w najtrudniejszych emocjach można powiedzieć, co się czuje, nawet, że ma się ochotę rodzica zbić, nakrzyczeć na niego. Można to powiedzieć, ale nie wolno tego robić. Pod żadnym pozorem. Bo mama i tata nie lubią, gdy się ich tak traktuje i nie chcą agresji w swoim domu wobec nikogo.

 

Czy dziecko przeprosiło?

Tak, ale samo z siebie. Kiedy poczuło, że jest gotowe, powiedziało: „Już się dogadaliśmy, przez zabawę”.

 

Jestem szczęśliwa, że tak pięknie skończyła się ta historia.

Zaufanie, szacunek, uważność na to, co pcha człowieka do takich działań, dobry wzór – ale w praktyce, nie tylko w teorii – pomoc w wyregulowaniu niedojrzałego jeszcze u dziecka układu nerwowego, to wszystko pomogło, by ta trudna sytuacja dobrze się skończyła.

Kochani! Da się!

Ale trzeba wierzyć, że jesteśmy ważni dla drugiego, małego człowieka, nawet, gdy jego słowa i czyny chwilowo do tego nijak się mają.

 

Czy wystarczy znać receptę, wiedzieć, co robić, gdy dziecko Cię obraża? 

Jestem pewna, że nie, bo wielu z nas to wie, a i tak oczekiwane zachowanie nam nie wychodzi, nie udaje nam się zareagować tak, jakbyśmy chcieli.

Trzeba znacznie więcej. To więcej jest w nas, ale by mieć do tego dostęp, potrzebny jest czasem drugi człowiek, czasem większa świadomość siebie, swoich potrzeb w trudnych sytuacjach, by móc działać tak, jak chcę.

 

Zastanawiasz się, czy wysokie technologie mają wpływ na rozwój dziecka?

Zadajesz sobie pytanie, kiedy kupić dziecku i-pada albo telefon? Chcesz wiedzieć, które zabawki są odpowiednie dla malucha?

Zapraszam Cię na spotkanie z Magdaleną Wilk-Konieczną – terapeutą wczesnej interwencji logopedycznej i terapeutycznej, specjalistą terapii neurobiologicznej.

Cyklicznie prowadzi ona wykłady w Szkole Rodzica Plus , a także w Szkole Rodzenia Miś Kuleczka.

 

Jeżeli chcesz poczytać i przybliżyć się do rozpoznawania potrzeb, wspierania w trudnych sytuacjach, polecam książkę  „Dogadać się z dzieckiem. Coaching, empatia, rodzicielstwo. Porozumienie bez przemocy” Joanny Berendt i Magdaleny Sendor.

Jeśli uważasz, że warto podzielić się tym artykułem, udostępnij go na swoim profilu na Facebooku!

Zapytaj o wolne terminy

  






* Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych.

Zapis udany! Dziękujemy