Dogadać się z dzieckiem bez kar – czy to możliwe?

Dogadać się z dzieckiem bez kar – czy to możliwe?

Od niepamiętnych czasów toczą się zacięte spory i dyskusje na temat karania w wychowaniu. Jedni twierdzą, że możliwe jest wychowanie dziecka bez stosowania kar, inni – że się nie da. Jedni krzyczą, że tylko karanie pozwala na wyegzekwowanie pożądanych zachowań, drudzy – że to nie działa.

Nie dalej jak wczoraj podczas szkolenia jedna z mam powiedziała, że pracowała w szkole z dziećmi, z którymi „nie dało się bez kar”. Ale nawet karanie nie działało.

Jaki sens mają te dyskusje? Czy warto w ogóle kogokolwiek na siłę przekonywać do naszych opinii, używać argumentów, by pokazać, że jedno działa, a drugie nie działa, albo jedno jest dobre, a drugie nie?

Pamiętam, jak sama kończyłam moją pełną emocji dyskusję i przekonywałam, że postawianie dziecka samego, aby się wypłakało, nie jest dobrym rozwiązaniem, i słyszałam w odpowiedzi: „Ale u mnie się to sprawdziło”, „Ale u mnie zadziałało”.

W odpowiedzi na magiczne „zadziałało” wycofywałam się dość szybko z dyskusji – z otwartą niemal buzią i niemym komunikatem: „i…?”. Kompletnie nie wiedziałam, co dalej, jak przekonywać nieprzekonanych, aż przyszedł dzień, w którym zdałam sobie sprawę, czego brakuje w dyskusjach o rodzicielstwie, co powoduje, że prowadzą one donikąd.

Co więc jest nieodzownym elementem skutecznego rodzicielstwa?

To pytanie właśnie do Ciebie. Po czym poznasz, że odniosłaś/odniosłeś sukces jako Mama lub Tata, że Ci się udało?

Czasem wydaje się, że skuteczne rodzicielstwo zależy od opanowania pewnych sztuczek, nabycia umiejętności, nauczenia się strategii, wypełnienia określonej roli rodzica. Czy jednak na pewno?

Jak to jest, że niektórzy dorośli świetnie radzą sobie w biznesie, potrafią rozwiązywać konflikty, być asertywnymi, czyli mają wiele cenionych kompetencji interpersonalnych, a jako rodzice – w relacji z własnym dzieckiem – ponoszą porażkę?  Swoją porażkę poznają po tym, że dziecko się z nimi nie liczy, unika kontaktu, robi rzeczy, których w ogóle nie mogą pomieścić w swojej głowie, że nie ma w relacji rodzica z dzieckiem wzajemnego szacunku, przyjaźni, więzi, że dziecko nie zwraca się do rodzica o pomoc, gdy jej potrzebuje, że nie dzieli się swoim życiem… Rodzice wówczas odkrywają swoją NIEMOC.

I właśnie o tym – o utracie tego, co ważne, o władzy rodzicielskiej, rozumianej nie jako siła, ale jako więź, jako bliska relacja – pisze trafnie Gordon Neufeld i Gabor Mate w książce Więź. Dlaczego rodzice powinni być ważniejsi od kolegów.

Neufeld i Maté podkreślają fakt, że RODZICIELSTWO TO NIE STRATEGIE – że rodzicielstwo jest intuicyjne i naturalne, jeśli dziecko jest do nas przywiązane. Uzmysławiają nam, że ważne w rodzicielstwie jest to, by dzieci oczekiwały od nas zaspokajania swoich potrzeb. I co ważne, że nie gwarantuje tego zależność dziecka od nas. Osobiście jestem również, podobnie jak Neufeld i Maté przekonana, że pomimo iż dziecko nie będzie jeszcze istotą niezależną, samodzielną, możemy utracić samoistny autorytet rodzicielski i poczuć tę właśnie niemoc.

Cóż… Im wcześniej sobie uświadomimy, CO WAŻNEGO dla nas jest w rodzicielstwie, na czym najbardziej nam zależy, tym łatwiej nam będzie wybierać rozwiązania spośród wielu możliwych i słuchać dobrych dla nas rad.

Rodzic, któremu najbardziej zależy na posłuszeństwie jego dziecka, na byciu postrzeganym przez innych jako konsekwentny, twardy rodzic itd., będzie wybierał inne strategie niż ten, dla którego ważna będzie relacja z dzieckiem oparta na bliskości, zaufaniu, zgoda na bycie sobą, innym niż sobie wymyślił.

Ważne w rodzicielstwie bliskości  jest zaakceptowanie swojego dziecka takim, jakie ono jest, i poszukiwanie sposobów wspierania go w pokonywaniu trudności, a nie podejmowanie prób zmieniania dziecka. Pamiętam taką swoją myśl: „Czy nie mogłabyś lepiej pamiętać? Być trochę szybsza, mieć lepszy prządek?”. Dziś się śmieję z tego, że też miałam takie pomysły.

Zatem odpowiedz sobie na pytania:

  • Jakich doświadczeń pragniesz w swoim rodzicielstwie?
  • Za czym tęsknisz w swojej relacji z dzieckiem?
  • W jaki sposób chcesz się rozwijać, wzrastać?
  • Co pragniesz dać swojemu dziecku w jego podróż życia?

Rodzice często mówią, że pragną dla swoich pociech tylko dobrego. Jedna z moich klientek bardzo chciała, by jej dziecko było asertywne, odważne, by komunikowało swoje potrzeby, chroniło swoich granic, ale w rzeczywistości czuła, że jej działania wcale nie zmierzają w tę stronę. Przyznała, że sama nie jest asertywna.

Oczywiście, dobre intencje to klucz do rozwoju, do poszukiwania. Nie wystarczą jednak, by działo się to, czego pragniesz. Zatem jeśli masz dobre intencje, wyrusz na poszukiwanie drogi, sposobów, strategii, które pomogą Ci w byciu takim rodzicem, jakim chcesz być, w budowaniu wzoru, jaki chcesz by naśladowano. I sprawdzaj.

Co możesz zrobić, gdy Twoje dziecko myśli inaczej, robi inaczej, niż Ty sobie tego życzysz?

Posłuszeństwo dziecka czy dobra relacja?

Z rodzicami podczas wspólnej pracy niemal zawsze odkrywamy, że stosowanie kar nie zbliża rodzica do dziecka, nie wspiera go w rozwoju, nie daje mu wsparcia w sytuacji, w której jest mu i tak już trudno, nie umożliwia też budowania bliskiej, dobrej relacji. Czasem jednak ułatwia życie. Zwykle na krótko. Właśnie dlatego tak ważne jest, by w relacji z dzieckiem uwzględnić upływający CZAS.

Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak ważny jest każdy Twój dzień z dzieckiem i z nim Twoja interakcja?

To, czy jesteś rodzicem wspierającym czy oceniającym, krytykującym czy towarzyszącym wpływa na to, czy budujesz więź, która pozwoli Ci zachować autorytet rodzica – autorytet, za którym dziecko będzie chciało podążać – czy ów autorytet utracisz.

Działasz tu i teraz – a budujesz teraźniejszość i przyszłość.

Sam możesz zapytać siebie, czy strategia oparta na sile, strachu, celowym sprawianiu przykrości pomoże Ci być bliżej swojego dziecka, gdy to ono będzie dokonywać wyboru, czy jeszcze Cię potrzebuje, czy chce być z Tobą w kontakcie?

Czy to, że jesteś dziś w stanie zmusić dziecko do różnych działań, zachowań, pomoże Ci towarzyszyć mu, kiedy będzie ono nastolatkiem?

Czy to, że zawsze wiesz lepiej, że masz pomysły na każdą sytuację, rozwiązania każdego problemu, a nie słuchasz z uważnością, ciekawością sprawi, że dziecko przyjdzie do Ciebie, gdy będzie Cię potrzebować, gdy będzie kosztować życia i zbierać własne trudne doświadczenia?

To Ty wybierasz, jaką relację tworzysz z własnym dzieckiem. Tak jak małe dziecko uczy się, co je przybliża do innych dzieci i sprawia, że chcą się z nim bawić, chcą z przebywać i dzielić się, tak Ty możesz się rozwijać i uczyć, jak skutecznie wspierać swoje dziecko, jak korzystać z możliwości zrobienia PAUZY, zatrzymania się, jak mniej robić tego, co nie przybliża Cię do dziecka i do Twoich marzeń, a więcej tego, co pozwala Ci dziecku towarzyszyć.

Czasem słyszę: „Ja byłam/byłem karany i wyrosłem na ludzi”. Jak to możliwe? Poziom akceptacji karania rośnie wraz z ekspozycją na kary. Kolejna, piętnasta uwaga w zeszycie, dwudziesta dwója, dziesiąta kara, kolejny szlaban nie robi już na dziecku wrażenia, ale odsuwa dziecko od rodzica. Bywa i tak, że przestajemy znać swoje dziecko, dostrzegamy już tylko pozory, jakimi nas karmi. Jesteśmy oszukiwani – nasze dziecko nauczyło się kombinować, ukrywać przed nami prawdę i często radzić sobie w sposób, którego nie chcielibyśmy dla niego.

Czasem dzieje się odwrotnie – nasze dziecko staje się absolutnie podporządkowanym człowiekiem, nieumiejącym słuchać siebie, komunikować swoich potrzeb i dbać o nie. Jak to wpłynie na jego dorosłe życie? Jakie to ma dla Ciebie – Mamo, Tato – znaczenie?

To Ty wybierasz, ile razy w reakcji na konkretne zachowanie dziecka zamiast po karę, moralizowanie, pouczanie sięgniesz po zabawę, okażesz ciekawość i zainteresowanie.

To Ty wybierasz, czy będziesz jasno komunikować dziecku swoje oczekiwania i czy nauczysz się uważnie słuchać jego innego zdania, okazywać, że jest ono dla Ciebie ważne.

Jak widzisz, nie każdemu udaje się i nie każdy wybiera rodzicielstwo bez kar. Ilu rodziców wybierze karę zamiast zabawy w mycie zębów czy puszczanie statków w wannie?

Czy masz na to siłę? Czy to, jak dbasz o siebie, pozwala Ci być bliżej siebie, bliżej swoich marzeń o rodzicielstwie?

Jeśli masz ochotę budować dobrą relację z dzieckiem, opartą o szacunek i zaufanie i jeśli chcesz może tylko rozważyć dogadywanie się z dzieckiem bez kar i nagród, napisz do mnie. Pomogę Ci poprzyglądać się korzyściom i stratom jakie niosą one za sobą dla Waszej relacji i będzie Ci łatwiej podjąć decyzję. I działać w zgodzie z tą decyzją.

Jeśli czujesz, że zależy Ci na Twojej relacji z dzieckiem, na kontakcie z nim, na tym, by Twoje dziecko chciało przyjmować od Ciebie pomoc, wsparcie, by liczyło się z Tobą, by chętniej współpracowało bez kar i nagród, ale sam nie potrafisz do tego doprowadzić, zapraszam Cię do kontaktu.

 

Twój coach, Wioletta

Daj człowiekowi wędkę, a nigdy nie będzie głodny – czy to możliwe w rodzicielstwie?

Daj człowiekowi wędkę, a nigdy nie będzie głodny – czy to możliwe w rodzicielstwie?

Kiedy myślę o wartościach, o fundamentach w rodzicielstwie, mam przed oczami właśnie ten cytat. Myślę sobie, ile razy w życiu dostajemy rybę, którą jest dla mnie rada, wskazówka, za którą podążamy, ale wciąż możemy nie mieć tej swojej wędki. I kiedy nie możemy zapytać, dostać porady, odpowiedzi od kogoś, nie umiemy jej znaleźć w sobie.

Znaleźć w sobie, nie mam na myśli sięgnięcie bezrefleksyjne po wzorzec, po nawyk, jakiś odruch tzw. intuicję, ale prawdziwie przemyślaną, uświadomioną własną odpowiedź. Po rozwiązanie, które z jakiegoś dla mnie powodu jest bardzo ważne i właściwe tu i teraz.

Czy ja zawsze miałam swoją wędkę? Absolutnie nie!

Jedynym drogowskazem były własne doświadczenia z domu rodzinnego. Wzorce obserwowane i wtłaczane nieświadomie od lat, których wcale  nie chciałam w większości powielać i odtwarzać. Ale jeśli nie masz nic więcej, to ruszasz po książki, bierzesz jak leci, pytasz tu i tam, a potem zostajesz z mętlikiem w głowie.

Myśl miałam jedną: „być idealną mamą”. Dziś uśmiecham się do siebie, kiedy o tym piszę, ale wtedy tak było, wiedziałam, czego nie chcę robić, ale nie bardzo wiedziałam, co w zamian może być lepsze. Wiedziałam, że trzeba coś przeczytać, czegoś się nauczyć.

I tak stawałam się mamą konsekwentną, moje dziecko mnie słuchało, wielu podziwiało, że tak sobie dobrze radzę, a ja byłam prawie pewna, że idę we właściwym kierunku.

Czy też o tym marzysz? Jeśli tak, to koniecznie przeczytaj do końca ten wpis.

niebieski obraz Wiolleta Przenniak-Cołta

Pewnego dnia ze wstydem, ze skruchą przyznałam się sama przed sobą – POLEGŁAM!

To nie stało się od razu, nagle, ale działo się powoli, od narodzin swojego ukochanego dziecka, od  zagubienia, przez kłótnie, kto wie lepiej, kto ma rację, odliczanie do trzech, uprzedzanie o konsekwencjach, twarde stawianie na swoim, przez frustrację, bezsilność, łzy, aż do pytania.

ALE JAK TO? DLACZEGO?

Pamiętam jeden dzień, gdy rozmyślając w kuchni o tym, że coś tu nie gra w tym moim matkowaniu, moja córka szła w moją stronę. Zwykła rozmowa z prędkością kosmiczną przybierała już wrogi, wojenny klimat, a wraz z nim odczuwałam głęboki ból, cierpienie.

NIE TAKA MIAŁAM BYĆ!

NIE TAKA MIAŁA BYĆ MOJA RELACJA Z CÓRKĄ!

GDZIE SIĘ ZAGUBIŁAM?

CO ZAGUBIŁAM?

Było mi trudno, ale tym razem zamiast dalej dowalać sobie w myślach, popatrzyłam na siebie, jak na bliską mi osobę. Zobaczyłam bezradną, zagubioną matkę, bez drogowskazu, bez wędki, ze stertą niszczących przekonań, kiepskich poradników itd. Uznałam swoją porażkę, swój ból i zaczęłam zadawać sobie pytania.

O co mi chodzi? Na czym mi tak naprawdę zależy? Co ja chcę osiągnąć?

Bo ani posłuszne, ani zbuntowane dziecko, ani konsekwentna matka, ani rezygnująca ze swojej roli matka nie dawały uczucia ulgi i satysfakcji. Co dla mnie w tym macierzyństwie jest ważnego?

I odpowiedź ukazywała się jedna, wyraźnie, za każdym razem ta sama.

Zależy mi na BLISKIEJ RELACJI, na zaufaniu.

Pragnęłam, by moje dziecko przybiegało do mnie z tym, co je cieszy, co je martwi, ale czy ja szłam w tę stronę? Nasza relacja, nasza rzeczywistość zdawała się oddalać od tego upragnionego celu.

Głupie poradniki miałam w głowie! A może sięgałam nie po te, co trzeba? Ale skąd wiedzieć, po które trzeba? Głupie rady! Łatwo osądzać, ale skąd samemu wiedzieć, które mi służą, które mogą być dla mnie dobre?

Rozumiecie? Odkryłam, że poległam, potem, że nie miałam swojej wędki, ani swojego drogowskazu.

droga do rodzicielstwa

UPADEK UŚWIADOMIONY

Potem odkryłam, co jest dla mnie najważniejsze!

PODNOSZĘ SIĘ I WYRUSZAM W PODRÓŻ

W tej podróży wiele się wydarzyło po drodze, ale odkąd zbudowałam fundamenty mojego rodzicielstwa, jest o wiele łatwiej. Fundamenty to wartości, które pomagają iść tą drogą, która przybliża mnie do tego, co dla mnie ważne. Wartości rozpisane w konkretne działania, które znajdują odzwierciedlenie w moim życiu. Dzięki czemu wszelkie rady, poradniki, wspaniali ludzie zachęcają do refleksji, ale decyzje i odpowiedzialność za nie biorę już na siebie. Nie dzielę się nią i nie przerzucam na innych. To ja jestem MATKĄ, która wie, dokąd i jaką drogą podąża, nawet gdy czasem się pomyli. Mam swój własny drogowskaz, który daje poczucie bezpieczeństwa, pewności, że wspinam się w życiu po tej drabinie, po której chcę i mam dziś pewność, że jakiekolwiek będą moje dzieci, jakąkolwiek wybiorą drogę, ja idę właściwą drogą. A że napotykam kałuże, dziury, kamienie, złamane gałęzie i różne rodzicielskie troski, już wiem, że to jest wpisane w ludzkie życie. Zarówno radość i cierpienie.

Gdybym miała dać Ci jedną radę, to zacytuję:

„NIE NALEŻY BAĆ SIĘ ZBYT DŁUGIEJ I KRĘTEJ DROGI,

NALEŻY BAĆ SIĘ ZŁYCH DROGOWSKAZÓW” Wiesław Czerpak-Nowina

Jeśli jesteś na mojej stronie, czytasz to, być może jesteś w tym momencie swojego życia, co kiedyś ja byłam. Może masz wiele niepewności i poszukujesz swojej drogi, swoich wartości, swojej siły. Jeśli czujesz, że to dla Ciebie dobry czas i jesteś przekonana, że najwyższa pora zająć się swoimi rodzicielskimi wątpliwościami i troskami, napisz do mnie.

Chętnie pomogę Ci odkrywać, co dla Ciebie ważne, byś jak najszybciej mogła być taką mamą, jaką chcesz i budowała takie relacje z dziećmi, na jakich Ci zależy.

Jestem beznadziejną matką! Czy chodzi o zerwane łącze?

Jestem beznadziejną matką! Czy chodzi o zerwane łącze?

Droga Mamo, czy cierpisz z powodu zachowania dziecka, czy obwiniasz się za wszystko, co ono zrobi i powie?

Czy doświadczasz frustracji i bezsilności z powodu zachowania swojego malucha?

Jeśli tak, to czytaj dalej.

Wszelkie brzydkie słowa, które dziecko wykrzykuje do matki, włącznie z „nienawidzę cię!”, „jesteś głupia”, oplucie, wypluty język lub podniesiona rączka dwulatka, słowo „NIE” – też interpretujesz jako brak skuteczności, jako swoją porażkę?

Podczas sesji mamy mówią, że kiedy doświadczają tych zachowań, pojawia się myśl:

„jestem beznadziejną matką, że nie potrafię wpłynąć na dziecko, jestem do niczego, nie radzę sobie” itd.

Na dodatek, kiedy kłopotliwe zachowanie dziecka zostaje skierowane przeciwko innej osobie, która podsumuje Cię „tak go wychowujesz, tak mu pozwalasz, jesteś za miękka, niekonsekwentna itd.?”.

Co dzieje się wówczas z Twoją wiarą w Twoje rodzicielskie umiejętności?

Czy pomaga Ci to w łagodnym traktowaniu samej siebie?

Jak zmienia się Twoje poczucie beznadziejności?

………………………………………………………………………………………………………………..

Ale czy zadajesz sobie pytanie, na ile to wszystko jest naprawdę o Tobie?

Wydaje Ci się, a może nawet jesteś przekonana, że coś źle tłumaczysz, skoro dziecko nie słyszy, nie przyjmuje argumentów i co jakiś czas znowu coś niszczy, zabiera, płacze, krzyczy…? Albo próbujesz się przekonać, że inne dzieci są spokojniejsze, nie płaczą tyle, nie są takie trudne itd. Przypomniało mi się ulubione powiedzenie znajomego: „trawa u sąsiada zawsze jest bardziej zielona”.

Zatem po pierwsze, chciałam Cię zapytać, czy wiesz, że kiedy Twoje dziecko jęczy, płacze, krzyczy, z różnych powodów, to niestety często pomimo swoich i Twoich najlepszych chęci, nie ma wtedy możliwości zrozumieć Ciebie?

Nie ma możliwości usłyszenia Twoich argumentów, a jego zachowanie jest powodowane tylko i wyłącznie chęcią zaspokojenia swoich potrzeb już od chwili narodzin (np. głodu, bliskości, poznawania świata, autonomii, zabawy i każda z nich jest tak samo ważna).

Dlaczego jednak mnie nie rozumie, kiedy tłumaczę?

Tak jest już od pierwszych dni życia dziecka, że część jego mózgu, tzw. kora nowa, odpowiedzialna za  kontrolowanie własnych impulsów, wyciąganie wniosków, kojarzenie faktów nie jest w pełni aktywna, kiedy dziecko robi to wszystko, co Cię tak bardzo irytuje.

Dlatego jest wielką nieprawdą i niesprawiedliwością powtarzanie, że niemowlęta wymuszają, manipulują rodzicami. One nie mają po prostu innych umiejętności komunikowania swoich potrzeb jak właśnie płaczem.

U dziecka dominują starsze ewolucyjnie i bardziej prymitywne części mózgu, w tym układ limbiczny, nazywany mózgiem emocjonalnym i tak zwany mózg gadzi, odpowiedzialny za reakcje na prawdziwe lub wyobrażone zagrożenie (reakcję walki, ucieczki, lub zamrożenia)[i].

Mało tego, ta kora nowa kształtuje się do 25 roku życia, a u dziecka jest jeszcze bardzo słabo uformowana.

I pomimo najlepszych chęci, Twojego stawania niemal na „głowie”, zawieranych z Tobą umów, dziecko nie jest w stanie długo jeszcze kontrolować swojego zachowania. Nie potrafi ot tak nagle przestać krzyczeć, czy zaprzestać robić czegoś, czego sobie nie życzysz.

Dodam, że dorośli też często nie potrafią zatrzymać się w swoich krzykach, wymyślaniach i podobnie do dzieci zwykle już za kilka chwil bardzo tego żałują.

Płaczący chłopiec

Jeśli jednak czasem Twoje dziecko nagle stanie się niby grzeczne, niektórzy mówią „postawione do pionu”, to dzieje się tak tylko na skutek dużego strachu i ogromnego stresu. Wtedy mózg dziecka jakby traci łączność z korą nową i działa z poziomu mózgu gadziego, nazywanego też niższym piętrem i przechodzi w stan tzw. zamrożenia, przeczuwając zagrożenie życia.

Staje się ciche, uważnie patrzy, a może siedzi w kącie lub swoim pokoju i jakoś sobie radzi (bardzo się boi), ale już nie walczy.

A  jaka jest Twoja interpretacja?

Interpretujesz te kłopotliwe zachowania, jako złośliwości, jako efekt złego wychowania, jako swoją porażkę?

Ale czy możesz przeskoczyć skoki rozwojowe u dziecka, czy możesz sprawić, że kora nowa, która kształtuje się przynajmniej do 25 roku życia (niektóre źródła podają, że do 28, a niektóre, że przez całe życie człowieka) będzie w pełni rozwinięta np. u dwu- czy trzylatka?

Co te fakty mówią Ci o Twoim rodzicielstwie? Co one mówią o Tobie?

To, że dziecko nie radzi sobie z emocjami, to nie jest informacja o Tobie. Fakt, że dziecko zachowuje się niezgodnie z oczekiwaniami, to też nie jest informacja o Tobie. To informacja o Twoim dziecku.

Kiedy zaakceptujesz te fakty, że dzieci tak mają, że ich mózg się jeszcze rozwija, i ze żadne z tych kłopotliwych zachowań nie jest skierowane przeciwko Tobie, ani o Tobie, będziesz mogła świadomie wybierać na czym chcesz skoncentrować swoje działania.

„Panie, daj mi cierpliwość, abym umiał znieść to, czego zmienić nie mogę;

daj mi odwagę, abym umiał konsekwentnie i wytrwale dążyć do zmiany tego, co zmienić mogę;

i daj mi mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego” Marek Aureliusz

„Cieszę się, że zwróciłaś uwagę na to pytanie, które rodzice sobie często zadają – ‘czemu dziecko mnie nie słucha?’. Kojarzy mi się tutaj coś, co chyba wielu z nas zdarzyło się powiedzieć do dziecka: ‘ile razy mam ci jeszcze powtarzać?’ albo ‘mówiłam przecież milion razy, że nie wolno’ itp. A dzieci po prostu – nie słyszą nas, nie rozumieją, zapominają albo się rozpraszają. I to jest wszystko normalne, wpisane w rozwój. Wiele też już tu wyjaśniłaś. Myślę sobie, że jako rodzice chcemy być skuteczni. Czytamy poradniki, zapisujemy się na wykłady, kursy, śledzimy blogi rodzicielskie albo lepiej – sami mamy wykształcenie psychologiczne czy pedagogiczne i chcemy wprowadzić wszystkie mądrości, które postrzegamy jako wartościowe. Dodatkowo mierzymy się z tym, „co u sąsiada w ogródku” albo przeżywamy to, że nasze wybory różnią się od wyborów naszych rodziców czy rodziców męża/partnera. Tracimy gdzieś pewność siebie, wątpimy w nasze zasoby, gubimy łącze z rodzicielską intuicją. Wydaje mi się, że dzisiaj bardzo ważne jest, aby zadbać o przestrzeń, w której możemy naładować baterie, poczuć się pewnie z podjętymi decyzjami. Bardzo podoba mi się tytuł książki Agnieszki Stein: ‘Dziecko z bliska’. Przyglądajmy się swoim dzieciom, obserwujmy ich rozwój i bądźmy zaciekawieni. To nie walka: ‘rodzic’ kontra ‘dziecko’, ale wspólna droga. Dzieci przyglądają się także nam i biorą wszystko, bo jesteśmy dla nich najważniejsi. Przyglądajmy się też samym sobie. Warto wsłuchać się w te wszystkie trudne chwile, kiedy czujemy, że złość przybiera na sile i zaraz ‘trafi nas szlag’. I ten ‘szlag’ pewnie nie raz się odezwie. Sposoby radzenia sobie ze złością (własną czy naszego dziecka) to jedno i jest na to czas. Ale zgoda na to, że nie będzie idealnie, że coś się po ludzku zepsuje, że nie przewidzimy wielu sytuacji, że nie raz ktoś nas oceni, może przynieść wiele ulgi już w samym myśleniu o rodzicielstwie”.

Co jest zatem o Tobie?

Czy zdarzyło Ci się nakrzyczeć, choć już sobie obiecałaś, że nie będziesz?

Czy zdarzyło Ci się wymyślać kary, szantażować, manipulować, choć już obiecałaś sobie, że nie będziesz?

Czy zdarzyło Ci się odsyłać dziecka do pokoju, by się uspokoiło, choć wiesz, że jest to strategia niszcząca dziecko i relację z dzieckiem?

Niestety, nam dorosłym też zdarzają się takie zachowania, bo u nas również kora nowa może nie być w pełni aktywna, kiedy się tak denerwujemy. Wyobraź sobie, że z każdą chwilą zalewania Cię trudną emocją, łączność jest coraz słabsza, aż doprowadza do utraty kontroli. Zaczynasz działać w wielkim strachu, że dziecko już zawsze będzie tak krzyczeć, że zawsze będzie już takie „niegrzeczne” i szybko chcesz temu przeciwdziałać. Ale jak ochłoniesz…

Żałujesz, masz poczucie winy, źle Ci z tym i możesz sprawdzić, czy następnym razem pójdzie ci lepiej, czy potrzebujesz czegoś się nauczyć.

Być może potrzebujesz nauczyć się dbać o swoje zasoby, odpuszczania, wybaczania samej sobie?

Być może potrzebujesz dowiedzieć się, czy chcesz się zmieniać i jak?

I co w tym ważnego dla Ciebie?

Po co miałabyś się zmieniać?

Jaka chciałabyś być?

O co chciałabyś zadbać sięgając po nowe strategie i jakie wartości pielęgnować?

Kiedy się nauczysz radzenia sobie z emocjami, dbania o swoje zasoby, co zyska Twoje dziecko, co zyska Twoja relacja?

Zapytaj siebie także, kto będzie Ci bardziej pomocny w procesie zmiany (ktoś kto cię skrytykuje, dokręci przysłowiową śrubę, oceni, czy może ktoś, kto okaże wsparcie, zrozumienie)?

*Być może w tych rozważaniach o sobie, poszukiwaniach odpowiedzi pomoże Ci powrót do swoich dziecięcych doświadczeń.

 

Autor: Wioletta Przenniak-Cołta

Artykuł komentowała: dr nauk o rodzinie Agata Majewska – mama 3-letniej Hani i 5-miesięcznej Róży, autorka bloga o rodzicielstwie „Mama Sowa”

[i] Self-Regulation. Opowieści dla dzieci. O tym, jak działać, gdy emocje biorą górę. Agnieszka Stążka-Gawrysiak

Wystarczy jedno potknięcie

Wystarczy jedno potknięcie

Dostaję od Mam bardzo różne maile, smsy i telefony. Niektóre są pełne radości i spokoju. Niektóre nie.

Wiem, że może być tak, że zanim do mnie napiszesz albo zadzwonisz, albo podzielisz się z kimkolwiek swoim bólem, pewną nieporadnością, czy zagubieniem, często musisz pokonać niewyobrażalny wstyd i lęk przed oceną, przed osądem. Dlatego byś mogła zobaczyć, że nie jesteś sama, że tak miałam ja, tak ma wiele Matek wokół Ciebie, pozwoliłam sobie zamieścić fragmenty korespondencji. Po co? By zachęcić Cię do działania, do sięgania po wsparcie, bo bardzo wierzę, że do wychowania dziecka, jak to się mówi, potrzebna jest cała wioska.

————————

Chciałam już napisać od kilku tygodni, ale też chciałam dać sobie czas, żeby uporządkować myśli. Wydaje mi się, że nie ma, co się wstydzić i że to już najwyższa pora, żeby się z Tobą skontaktować i skorzystać z zaproszenia na konsultację, którą zaproponowałaś w ramach szkoły Rodzenia Miś Kuleczka i wejścia do programu Ludzki Rodzic.

Tak, droga Mamo, kiedy poczujesz, że najwyższa pora, to po prostu sięgnij po telefon, zadzwoń lub napisz! Wstyd odłóż na potem, razem się nim zaopiekujemy.

————————

Mój „problem” zaczął się już w 9-tym miesiącu, kiedy zaczęłam się obawiać, jak odnajdę się w macierzyństwie i czy sprostam roli. I chyba na razie psychicznie nie potrafię temu sprostać. Nie sądziłam, że mnie to spotka, ale trafił mnie potworny baby blues.

Powoli wychodzę na prostą – w pierwszych tygodniach po porodzie płakałam kilka razy na dzień, teraz normą jest płakanie 1-2 razy w tygodniu. Nie wiem, czy to nadal hormony przy karmieniu piersią, ale macierzyństwo wyciągnęło ze mnie i spotęgowało wszystkie moje najgorsze cechy i są dni, w których nie umiem odnaleźć się w nowej sytuacji.

————————

Nie chcę tracić ani jednego dnia więcej z jej życia na przejmowaniu się tym, że jest inaczej niż sobie wyobrażałam!

Nie chcę przejmować się tym, zadręczać, że coś tracę z życia, siedząc w domu, że nie umiem się zająć własnym dzieckiem, że Julka płacze, a ja jej nie umiem uspokoić, że jestem beznadziejną matką, że nie umiem się bawić z moim własnym dzieckiem, że ma asymetrię, a ja nie robię wszystkiego, żeby jak najszybciej to zniwelować.

Nie chcę zadręczać się tym, że moje dziecko nie chce smoczka, a wszyscy dookoła mówią, że to źle, bo jej nie mogę uspokoić. Ani tym, że nie pije z butelki i jak mi pójdzie rozszerzanie diety, skoro nie potrafię dziecka przekonać do picia z czegoś innego niż moja pierś?!

Ani tym, że płacze na każdym spacerze, bo nie znosi gondoli, a wszyscy dookoła powtarzają, że „to dziwne”!

Nie chcę się zamartwiać, że karmię za często, że karmię za rzadko.

I w końcu myśl, że chciałabym być przykładem dla mojej córki, a na razie jestem wrakiem osoby, którą byłam przed tym, jak się pojawiła.

————————

I są dni fantastyczne, kiedy wszystko ogarniam, świetnie się bawimy, cieszę się nią jak nigdy nikim wcześniej, płaczę ze wzruszenia przy jej uśmiechach i chichotach.

Ale wystarczy jedno potknięcie, gorszy dzień, skok rozwojowy, a ja się zupełnie rozklejam i tonę w tych myślach.

Wszystko na raz mnie zamęcza i staję się matką jaką nie chcę być.

————————

Zawsze uważałam się za osobę silną psychicznie (i w życiu, i w pracy), a dziś czuję, że macierzyństwo zamiast mnie wzmocnić i wzbogacić sprawiło, że czuję się słaba i niekompetentna w każdej z moich ról.

Po prostu moje życie teraz jest tak inne od tego, które miałam wcześniej i chcę się nauczyć w pełni z tego cieszyć i zacząć doceniać rolę mamy i cenić czas, który mamy razem.

————————

Mój poród zakończył się cięciem. Nie umiem się z tym pogodzić, chyba zafiksowałam się na tym, że musi być naturalny. Mam wrażenie, że mogłam coś zrobić lepiej, podjąć jakąś lepszą decyzję. I źle mi z tym, bo inne mamy, mówią, że poczekały, że to było lepsze, może ja też coś mogłam zrobić lepiej…

————————

Jeśli masz podobnie, już wiesz, że nie jesteś sama! Rzeczywistość po porodzie może okazać się znacznie trudniejsza i inna niż sobie to wyobrażałaś. Jeśli masz ochotę, potrzebę podzielić się swoją sytuacją, napisz do mnie. Spotkania dla Mam po porodzie – oczyszczalnia i ładowanie akumulatorów!

Możemy wspólnie poszukać rozwiązania, jak poprawić Twoją sytuację i czym zastąpić wyniszczającą samokrytykę.

Nie odpuszczaj w sięganiu po wsparcie.

Do poczytania i pracy własnej polecam książkę „Jak być dobrą dla siebie. Życie bez presji otoczenia, przygnębienia i poczucia winy” Dr Kristin Neff

Nieidealna mama może zmienić Twój świat na lepszy!

Urodziłaś – czy to powód, żeby sobie dowalać?

Urodziłaś – czy to powód, żeby sobie dowalać?

W połogu trzeba sobie jeszcze bardziej dowalić?

Piszę dziś pod wpływem chwili. Od kilku dni przyglądam się Mamom, ale też samej sobie, jak czasem chętnie lubimy sobie dowalać. Dlaczego tak się dzieje, dlaczego nie przerywamy tej pętli samozniszczenia?

Na to, że ktoś nam powie lub zrobi coś przykrego, nie mamy czasem żadnego wpływu. Nie zawsze uda nam się uchronić, ale okazuje się, że naszym największym wrogiem jesteśmy czasem my sami.

Po kilku sesjach z ostatnich dni, gdy w sercu mam dużo podziwu dla każdego, kto w jakiś sposób zaadoptował się do tej wyjątkowej sytuacji, raz lepiej raz gorzej, ale jakoś sobie radzi, wyjątkowo trudno mi przyglądać się cierpieniu, które sami sobie fundujemy.

Jako matki narzucamy sobie bardzo wysokie wymagania. Jakie?

Zdążymy ze wszystkim, dla wszystkich i oczywiście zawsze.

Z jednym małym ale… Swoje potrzeby, siebie, swoje smutki i trudne emocje odkładamy gdzieś na potem. Nasze zasoby maleją, kiedy dopada nas zmęczenie, narasta frustracja, jest nam coraz trudniej radzić sobie z sytuacjami życia codziennego. Zamiast zatrzymać się i okazać sobie choć odrobinę współczucia, robimy sobie wyrzuty.

Wyrzucamy…

Pierwsza grupa kobiet, o których chciałam dziś szczególnie napisać, to kobiety po porodzie. Której z nas poród przebiegł zgodnie ze scenariuszem i własnym wyobrażeniem? Ile z nas powie o sobie, że było super, byłam ekstra?

Kiedy rozmawiam z Matkami, bywa różnie i chciałabym na chwilę pobyć przy Matkach, których porody były właśnie inne od tych zaplanowanych, wymarzonych, gdzieś stanowią źródło smutku i rozczarowania. W zderzeniu z opiniami innych matek, nie zawsze spotykają się ze zrozumieniem, czy niezbędnym wtedy wsparciem.

Jestem przekonana, że poród zawsze jest czymś wyjątkowym, nieprzewidywalnym i niepowtarzalnym. Jednak w czasie kwarantanny, pandemii z powodu koronawirusa, myślę, że jest kobietom znacznie trudniej. Do tak niedawna pełne pozytywnych nadziei, że będą rodzić razem, będąc blisko siebie, trzymając się za rękę, teraz muszą same wejść już za drzwi szpitala. Czeka tam już inny świat, niż ten sprzed 12 marca. Pełno sterylnych rękawiczek, sprzętów, kontrola stanu zdrowia, Twoich wyjazdów w ostatnich tygodniach, to wszystko budzi dodatkowy lęk. Nic nie jest już takie, jak było jeszcze niedawno.

I mogłabym się rozpisywać, ale najlepszym źródłem są same Matki, które rodzą dziś swoje maleństwa.

Jednak nawet tak wyjątkowa, trudna, nieprzewidywalna  sytuacja nie powoduje, że stajemy się dla siebie lepsze. I wyrzucamy sobie dokładnie to, z czego jesteśmy niezadowolone, dokładając do naszych zranień kolejne zdania. Przykłady? Proszę bardzo!

„Mogłam poczekać…”

„Mogłam podjąć może jakąś inną, lepszą decyzję…”

„Nie dałam rady urodzić tak, jakbym chciała, no niby były medyczne wskazania, ale może mogłam coś zrobić lepiej…”

„Mogłam się lepiej przygotować…”

I nawet, gdy usłyszysz, przeczytasz, że skoro nie zrobiłaś inaczej, zrobiłaś tak, jak zrobiłaś, to znaczy, że wtedy lepiej nie mogłaś zrobić i tak nie odczuwasz wsparcia. Twój wewnętrzny krytyk, niczym wrodzona, a może nabyta jednak zdolność do samokrytyki jest obecna i aktywna niemal cały dzień. Kiedy się budzisz i kiedy zasypiasz, przekonujesz się, że może mogłaś zrobić coś lepiej.

Zauważasz, że stajesz się coraz smutniejsza, bardziej sobą rozczarowana, zawiedziona, ale to Cię wciąż nie powstrzymuje przed dokładaniem sobie kolejnych zarzutów.

Jesteś nawet w stanie przewidzieć, jaka staniesz się za jakiś czas, jeśli nadal, nieustannie będziesz  dokładać sobie tych negatywnych opinii. Możesz przewidzieć, jak to wpłynie na twoje relacje z innymi i z Twoim ukochanym dzieckiem. Czyż nie obróci się to też przeciw niemu, czy za chwilę nie pomyślisz, że to przez nie byłaś nie taka, jak chciałaś? Że to przez ten poród gdzieś coś zawaliłaś?

Spirala negatywnych myśli jest jak odkurzacz, który wciąga i w pewnym momencie trudno mu się wywinąć. Czy to droga do depresji? Często tak.

Dlatego zachęcam Cię do zaprzestania osądzania siebie i oceniania. Do spojrzenia na siebie jak na najlepszą przyjaciółkę. Czy jej też byś powiedziała, że mogła lepiej?

Na jednej z sesji z Mamą po porodzie pracowałyśmy właśnie nad tymi myślami. Trudnym doświadczeniem było wymyślenie słów, zdań, które miałyby być dla niej pocieszeniem, ale dla przyjaciółki wypłynęły prosto z jej serca. Słowa prawdziwe, współczujące, delikatne i dające zrozumienie, poczucie bezpieczeństwa i bycia ok.

Wejście w rolę kogoś innego to jedno z narzędzi stosowanych w pracy coachingowej, uruchamia inną perspektywę, kreatywność i daje dostęp do rozwiązań, które czasem nie były dla nas długo dostępne.

Podzielę się z Wami, tym, co ta Mama powiedziałaby do każdej z Was, której jest trudno, było trudno, a sama od dziś mówi to też do siebie i rozwija umiejętność samowspółczucia i okazywania sobie troski i potrzebnego wsparcia.

„Widzę, że jest Ci ciężko, widzę, że cierpisz”

„Jestem z Tobą, rozumiem Cię, przytulam”

„Urodziłaś swoje dziecko, to jest dla mnie argument, żeby Cię podziwiać”

„Byłaś tam sama, podołałaś tak wielkiemu zadaniu, jakim jest urodzenie dziecka, tak po prostu”

„Podjęłaś najlepszą decyzję, jaką wtedy mogłaś podjąć”

„Jesteś bardzo dzielna, silna, odważna, podziwiam Cię, bo urodziłaś w takim momencie, kiedy było bardzo stresująco, dużo lęku, dużo niepewności, właśnie odwołano rodzinne porody. Ty urodziłaś bez męża, bez douli, bez wsparcia bliskiej osoby. Urodziłaś, siłami natury czy przez cięcie cesarskie, urodziłaś! Podziwiam Cię!”

Na koniec polecam Ci książkę Brene Brown „Dary niedoskonałości”. Kiedy zostajesz matką, przed Tobą ciekawa, może piękna, ale też może trudna podróż. Dlatego też sięgnij do tej książki, poczytaj, jak ze wstydem, ze złymi myślami rozprawiła się autorka. Z tej książki pochodzi też poniższy cytat:

„Chwila, kiedy współczujemy sobie, może zmienić cały nasz dzień.

Kolejne takie chwile – całe życie”

Christopher K.Germer

Kiedy masz w głowie tyle przykrych słów, które do siebie kierujesz, nie umiesz przestać ich powtarzać i wciąż je słyszysz, a chciałabyś odnaleźć w sobie wsparcie, zapisz się do mnie na sesję. Przyjrzymy się temu uważnie, wypracujemy Twoje sposoby na okazywanie sobie troski i wsparcia, sprawdzimy bariery, które musisz pokonać, by zapoczątkować ten proces opiekowania się samą sobą.

Jeśli czujesz, że to już ten czas i że chcesz skorzystać z mojego wsparcia, po prostu się zapisz i nie odkładaj na potem SIEBIE! Bądź dla siebie ważna.

Czekam na Twojego e-maila.

Zapytaj o wolne terminy

  






* Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych.

Zapis udany! Dziękujemy