Historia pierwsza

Codzienność wydaje Ci się totalnie inna od mądrych wpisów w sieci i dyskusji w gronie przechwalających się rodziców, jak to sobie świetnie radzą z niejadkami, wymyślając ładne, smakowite i zdrowe jedzenie. Gdy czytasz, słuchasz innych, w Twojej głowie rodzi się „100 pytań do”!

― Dlaczego akurat moje dziecko musi o wszystko walczyć?

― Dlaczego moje dziecko nie może jeść jak inne, „normalne” dzieci?

― Co ze mną jest nie tak, że nawet z własnym dzieckiem nie umiem się dogadać?

Kiedy wreszcie zwrócisz się o pomoc, bywa, że dostaniesz radę:

― Je za dużo, daj dwie kanapki i koniec gadania.

― Dorób klucz do lodówki czy szafki ze słodyczami.

― Pokaż mu, kto tu rządzi. On już wchodzi ci na głowę. A co będzie za rok?…

Robi Ci się niedobrze, słuchasz i myślisz sobie, że większość z sugerowanych sposobów już wypróbowałaś i nie przyniosły spodziewanego efektu, albo że niektóre nie są w zgodzie z Twoimi przekonaniami. Nie chcesz wojny o władzę, więc nie chcesz pokazywać, kto tu rządzi. Chcesz się ze swoim dzieckiem dogadać, ale w obliczu codziennych walk, masz wrażenie, że walczycie o wszystko. I co czujesz?

Czujesz frustrację? Bezsilność? Bezradność?

 

Walka o jedzenie to często przykrywka dla poważnych spraw, a mianowicie niezaspokojonych potrzeb dzieci i rodziców, nieuświadomionych granic.

Zapytasz: Jak to?

Właśnie tak.

Aby Ci pokazać, o co mi chodzi, podzielę się z Tobą historią z indywidualnych sesji z moimi klientami. Potem opowiem Ci, jak odkryli oni, że w tych ich konkretnych przypadkach dotyczących dziecięcego jedzenia chodziło o coś ważnego, i jakie odnaleźli własne rozwiązania. A także dlaczego to zażegnało wiecznie trwające konflikty.

 

Podczas jednej z moich indywidualnych sesji, rodzice 3 letniego Adasia opowiadali tak: „Adaś zwykle jadł ładnie, grzecznie, właściwie nie mieliśmy problemów z jedzeniem, ale od pewnego czasu jest jakiś koszmar! Zrzuca jedzenie z talerza, krzyczy przy tym i w ogóle nie chce potem jeść. Trudno nam to znosić, bo przecież marnuje jedzenie i psuje każdy wspólny posiłek. Wymyślaliśmy kary, na przykład że będzie jadł sam w kuchni, krzyczeliśmy nawet, że najlepiej na podłodze, że nie obejrzy bajki, ale nic nie działa”.

Prześledziliśmy proces przygotowywania jedzenia. Okazało się, że zazwyczaj to mama przygotowywała posiłek, na przykład parówki, bułeczki, warzywa, a wszyscy siadali do kolacji. Na stole były już gotowe nakrycia: stały talerze, obok ułożone były sztućce, na talerzach na środku stołu wędlina, bułeczki, masło itd. Kiedy wszyscy zasiadali do stołu, mama nakładała synkowi na talerz parówki, których ten nie chciał jeść i z krzykiem zrzucał je z talerza.

Machał rączkami i wykrzykiwał: „Nie! Nie!”. Rodzice zastanawiali się, co zrobić, żeby Adaś przestał zrzucać jedzenie z talerza. Na sesji zaprosiłam rodziców do ćwiczenia, w którym trzeba było być na tyle empatycznym, na ile to możliwe.

Pytanie: „co zrobić, żeby przestał”, zamieniliśmy na poszukiwanie odpowiedzi na pytania, o co ważnego może tu chodzić, co takiego może Adasia złościć, co on chce nam zakomunikować tym zrzucaniem jedzenia z talerza, jaką swoją potrzebę chce zaspokoić.

W pierwszym momencie przychodziły do głowy takie oto odpowiedzi:

― Chce nam pokazać, że on rządzi.

― Robi nam na złość.

― Chce zwrócić na siebie uwagę.

Co łączy te wszystkie odpowiedzi? Założenie, że dziecko działa w złej intencji. I choć rodzicom trudno w to często uwierzyć, to dziecięce zachowania nie biorą się znikąd ani nie wynikają ze złej woli dziecka.

Dziecko zawsze działa z dobrą intencją, człowiek działa z dobrą intencją!

Takie założenie ― to właśnie na nim opiera się także praca coacha ― tj. człowiek zawsze kieruje się w swoich działaniach dobrymi intencjami, pomaga również rodzicom w lepszym rozumieniu swojego dziecka. Zdarza się, że rodzice potrzebują usłyszeć, że dziecko to mały człowiek, ale też człowiek, który ma dobrą intencję. Człowiek, który podejmuje wszelkie działania, by zaspokoić swoje potrzeby.

Począwszy od pierwszego okresu życia. Noworodek bywa głodny, potrzebuje kontaktu z nami ― nie budzi nas w nocy, by zrobić nam na złość, tylko by zaspokoić potrzebę głodu czy bliskości. Im dziecko większe, tym częściej ― takie mam wrażenie ― odrzucamy gdzieś na bok przekonanie, że dziecko zachowuje się tak, jak nam się nie podoba, dlatego że inaczej nie umie, a chce nam zakomunikować swoje potrzeby.

Zachęciłam rodziców, by opierając się na dwóch założeniach:

― dziecko MA ZAWSZE DOBRĄ INTENCJĘ,

― cokolwiek dziecko robi, chce nam powiedzieć, czego ważnego dla siebie potrzebuje,

spróbowali poszukać odpowiedzi w tej konkretnej sytuacji. Z wykorzystaniem koła potrzeb, definicji granic duchowych, fizycznych, emocjonalnych i intelektualnych rozważaliśmy tę kwestię wspólnie. Po dłuższej dyskusji, poszukiwaniach, weryfikowaniu, próbach wczucia się w sytuację Adasia rodzice zaczęli przypuszczać, że mogło być dla dziecka frustrujące to, że ktoś nakłada mu jedzenie na JEGO TALERZ.

Ktoś powie: „No i co z tego?”. Jak to co?

Ten mały człowiek nie mógł decydować, co będzie na stole i ile tego będzie, ale chciał decydować o własnym talerzu. Mama Adasia, kiedy to odkryła, wykrzyknęła z radością: „Tu chodzi o granice fizyczne, my je przekraczamy”. Okazało się, że ustalanie zasady: „Nie zrzucamy jedzenia z talerza”, okazywało się nieskuteczne, a nawet zbyteczne, bo nie o to chodziło, a o to, kto i co będzie nakładał na talerz Adasia.

To potrzeba autonomii, decydowania o sobie, potrzeba szacunku, bycia ważnym, dania sobie prawa do wyrażania swojego zdania. Nie raz ktoś to wyśmieje. Warto jednak wiedzieć, że gdy dziecko nie potrafi jeszcze powiedzieć „Chcę parówkę”, to kładąc ją na swoim talerzu, mówi do nas poprzez działanie: „Ja wybieram dziś parówkę, a jajka nie chcę, więc go nie nałożę”.

Pomocne nam rodzicom w tej sytuacji mogą być pytania:

„Chcesz zdecydować, co dzisiaj zjesz na kolację?”

„Denerwujesz się, kiedy ja wybieram za ciebie, co będziesz jadł?”

Dla rodziców Adasia po odkryciu jego istotnej potrzeby autonomii, decydowania o sobie sytuacja stała się jasna i zrozumiała. Wymyślone rozwiązanie zaspokoiło potrzeby wszystkich, na stole były produkty, które wybierali rodzice, a na talerzu było to, co wybrał Adaś. Zadbanie o jego potrzeby, uszanowanie granic  pozwoliło wszystkim spożywać posiłki w miłej atmosferze.

Udało się!

Nie tylko zmienić zachowanie dziecka, ale lepiej zrozumieć jego postępowanie i znaleźć dla wszystkich satysfakcjonujące rozwiązanie z poszanowaniem potrzeb.

Wartości pielęgnowane – wartość, miłość, szacunek, rodzina, rozwój.

Kiedy sobie uświadomisz, że dla tak ważnych wartości podejmujesz wysiłek zrozumienia dziecka, prawdopodobnie poczujesz spokój. Negocjujesz, zastanawiasz się, a to wszystko dla ważnych dla Ciebie wartości, to właśnie one są drogowskazem w codziennym życiu. Ich świadomość wskazuje drogę w życiu codziennym, w każdej sytuacji. Każdego dnia wybierasz, czy masz rację, czy relację, czy święty spokój, czy porozumienie.

Warto się zatrzymać i jak to mówi Jesper Juul: „za każdym dziecka NIE, stoi TAK dla czegoś ważnego”.

Twój Coach i ludzki rodzic, Wioletta

Zapytaj o wolne terminy

  






* Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych.

Zapis udany! Dziękujemy